14 lipca 2014

Sardynia 1-8.07.14r

Ciepłe kraje? 
Plaża? 
Zwiedzanie? 
TANIE LOTY ? 

Padło na Sardynie z Berlina !

 

Tym razem nasza ekipa liczy cztery osoby. My, Mateusz i Mateusz, poznany na FB na grupie podróżniczej Poznań, na którego blogu także pojawi się relacja z tego wyjazdu. Plan przygotowany, pieniądze odłożone, auto zabukowane, no to w drogę!



Berlin

Uwielbiamy autostrady! Dlaczego? Jadąc do Berlina na lotnisko nasz kierowca przegapił zjazd, więc przeżyliśmy bitwę z czasem i autem. O dziwo zdążyliśmy na czas. My się śpieszyliśmy natomiast pilot samolotu nie... Sardynie zobaczymy prawie dwie godziny później niż mieliśmy. Powodem jest opóźniony start z Berlina. Jednak tekst stewardesy w środku lotu przebił wszystko: "Przepraszam, mamy mały problem..... z drobnymi. Ma ktoś rozmienić 20euro?". Serce zaczęło bić jak szalone...


Olbia

 Po dotarciu na Olbię przyszedł czas szukania noclegu (na lotnisku, rzecz jasna).  Panowie policjanci pozwolili nam przenocować koło ich drzwi. Miejsce idealne. Na górze nikt nie chodzi, blisko mamy toaletę i stoliki, świetne miejsce na kolację. Jednak ta cisza nie trwa długo, niedaleko nas rozbija się trójka ludzi, są głośno a próbujemy usnąć. W nocy ze snu nas zrywa bankomat, który jak na złość zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki.


DZIEŃ PIERWSZY

O 5 rano obudził nas głos policjantki "senioritas, senioritas", okazało się, że musimy już się zbierać, bo coraz więcej jest ludzi na lotnisku. Pozostało czekać do 8 na wynajęcie auta. Dłuży nam się ten czas, głównie z powodu braku wody. Nie mamy zamiaru kupować kolejnej małej buteleczki za 1,50euro na lotnisku. Z Przemkiem wybieramy się do pobliskich sklepów, niestety wszystkie otwarte od 8.30. Jak pech to pech... Musimy wrócić na lotnisko i cierpliwie czekać.


Już od 7 zaczynają się kolejki do innych firm.. Tylko nie do naszej. O 8 jesteśmy pierwszymi klientami bez potrzeby walki o miejsce w kolejce. Standardowo dostajemy fiata Pandę, którego mamy oddać z pełnym bakiem. I jak to pani mówiła swoją mieszanką angielskiego z włoskim, musimy uważać na podwozie i na roślinki przy drogach.


Pierwszy punkt programu to Porto Cervo. Spodziewaliśmy się lepszych widoków. Oczekiwaliśmy też darmowych toalet, jak później się okaże z tym to będzie duży problem. Robimy parę zdjęć i jedziemy w poszukiwaniu ładniejszego miejsca.



Capo D'Orso

Początkowo trafiliśmy na plażę, która byłaby idealna na nocleg. Jednak w planach mamy dotrzeć dzisiaj do Stantino (cypelka na północnym-zachodzie). Wchodząc na mostek po prawej mamy mały stawek a po lewo morze. Jednak nie plaża jest atrakcją tego miejsca, jedziemy dalej.
 

Znajduję się tutaj skała łudząco przypominająca głowę niedźwiedzia. Można wejść schodami w górę i sfotografować niedźwiedzia od innej strony, jak także podziwiać przecudną panoramę. Z góry widać coś przypominające starą fortecę, a raczej jej ruiny. Niestety nie znamy historii tego miejsca. Chłodny i porywisty wiatr sprawia, że w taki upał chciałoby się zostać tam na długo.


Santa Teresa Gallura

Z daleka przykuł naszą uwagę turkusowy kolor wody. Tam musi być pięknie!-pomyślałam.
I rzeczywiście to była fantastyczna plaża, żałuję, że tylko jeden dzień na niej spędziliśmy. Tutaj po raz pierwszy spotkaliśmy się z handlem na plaży przez murzynów. Handlowali i ubraniami i okularami, zabawkami, kokosami...Pół dnia beztroskiego nic nie robienia. 
Opalanie, unoszenie się na słonej wodzie...
 

Obiad ciężko było znaleźć w trakcie sjesty. Jednak po krążeniu po pustych uliczkach znaleźliśmy pizzerie, i to nawet nie najgorszą. Przywitał nas typowy Włoch, nie rozumiejący ani słowa po angielsku. Oczywiście do kwoty dania musieliśmy doliczyć jeszcze kwotę "coperto", tzw. nakrycie stołu. "Coperto" waha się od 1 do 2 euro na całej wyspie.






Po drodze do Castelsardo zatrzymaliśmy się na całkowicie innej ale jakże zjawiskowej plaży. Ludzie leżeli na skałach i się opalali. Z wody wystawały czerwonawe skały. Pod nogami czerwony piasek. Piękny widok, jednak nie zdecydowaliśmy się na plażowanie na skałach.




Castelsardo

Cudowne, kolorowe miasteczko. Zdjęcie to było obowiązkowym punktem podróży. Jednak nie mieliśmy czasu na wejście do miasta, bo nadal nie mieliśmy noclegu. 
 

Zabłądziliśmy... No tak to było nieuniknione. Drogowskazy tutaj są strasznie mylące. Jadąc prosto mamy nagle strzałkę w lewo, ok skręcamy tam. A jednak się okazuje, iż strzałka w lewo oznaczała, że mamy jechać prosto. Robi się ciemno a my mamy plan noc spędzić w Stintino. Udaje nam się tam dojechać po długim błądzeniu. Jest coraz ciemniej. W całym mieście są tabliczki zakazujące biwakowanie, ale jak się przyjżeliśmy im bardziej to zauważyliśmy daty.. Zakaz biwakowania do 2012r. To już wiadomo dlaczego na jednym parkingu stało pare aut i campingów. Tej nocy stali się oni naszymi sąsiadami.



  DZIEŃ DRUGI

Stintino

Znajduje się tu jedna z najpiękniejszych plaż na Sardyni. Piasek, turkusowa woda, widok na starą wieżyczkę... W tej części wyspy wiatr jest większy niż np. w Santa Teresie. Początkowo jest tu pusto,jesteśmy tylko my i handlarze. Jednak po godzince opalania, a może i spania otwieram oczy a wokół nas pełno ludzi. No tak, mało kto idzie na plażę z samego rana.
 



Zostawiliśmy po sobie, wg. panów podobiznę wieżyczki i ruszamy dalej. Celem jest Grota Neptuna.


 Grotta di Nettuno

 Każdy kto będzie na Sardyni musi koniecznie wybrać się w to miejsce. Jest to atrakcja numer 2 na tej wyspie (nr 1 to kanion, o czym będzie trochę dalej). Jaskinia znajduje się metr nad poziomem morza. Można się do niej dostać drogą morska lub pieszą. Oczywiście by było taniej zdecydowaliśmy sie na pieszą wędrówkę. Przed nami 650stopni w dość gorący dzień. Ale my nie damy rady? Widoki ze schodów przepiękne, więc jednak warto się namęczyć. Godziny wycieczek podane są przy wejściu. Trzeba o podanej godzinie być już na dole, domyśliliśmy się 20minut przed czasem i trzeba było gnać w dół.Na naszą godzinę było bardzo dużo osób, wycieczkę prowadziła pani i mówiła w językach włoskim i angielskim.

Grotta di Nettuno jest to jaskinia wapienna, w pobliżu Alghero i nad klifowym wybrzeżem morskim na przylądku Capo Caccia, widocznym z  portu w Alghero. Jaskinia ma około 8 m wysokości. W jaskini znajduje się płytkie jezioro morskie La Marmora. Widok na jezioro zapiera dech w piersiach: dostojne stalaktyty i stalagmity, które wznoszą się i opadają do wody...










Alghero

Tutaj nasze początkowe zwiedzanie opierało się na znalezieniu poleconej wcześniej przez innych Polaków będących jakiś czas temu na Sardyni pizzy na kawałki. To był strzał w dziesiątkę! Do końca pobytu już nie znaleźliśmy nawet podobnej smakiem do tej. Chociaż były inne też dobre, jednak każda pizza była inna od poprzednich. Pizza przy nas była świeżo wyciągnięta z pieca. mmm PYCHA!
 




Następnie poszliśmy na spacer po mieście w poszukiwaniu, uwaga! miejsca na obiad. Tak, było nam mało.







Po godzinnym szukaniu i maruzdzeniu zdecydowaliśmy się na pizzerie widoczną na zdjęciach. Nie żałowaliśmy wyboru! Obsługiwał nas elegancki kelner, czuliśmy się jak w drogiej restauracji. Menu było w paru językach, co było dla nas ułatwieniem. Tutaj pierwszy raz spróbowaliśmy sardyńskiego piwa, idealnego na upał. Pizza była pyszna! Nie można powiedzieć, że lepsza od poprzednich, bo całkowicie inna. Może to ta była tradycyjną włoską pizzą? Ciężko stwierdzić.


Po jedzeniu czas na deser. Zakochaliśmy się w cytrynowym sorbecie a i oczywiście w porcjach ogrooomnych! Delektując się ich smakiem, pożegnaliśmy Alghero. 







Półwysep Sinis

Półwysep Sinis jest obszarem chronionym, wody zamieszkuje wiele niesamowitych gatunków zwierząt, w powietrzu fruwają rzadkie ptaki, a na ziemi: wydmy i przepiękne kwarcowe plaże.
Trafiliśmy tutaj na masę flamingów. Jezioro na pół wyschnięte było zapełnione tymi wspaniałymi ptakami. Przed wyjazdem mignęło mi gdzieś na jakiejś stronie, że można w jakimś okresie je spotkać, jednak nawet nie wierzyłam w to. Może nie dla każdego to jest coś fascynującego, ale my byliśmy bardzo szczęśliwi, że akurat trafiliśmy na moment gdy można je zobaczyć. 






Niedaleko znajduje się niezwykła plaża. Po każdej stronie skały inne widoki. Pare ludzi nurkujących, aż żałowaliśmy że nie mamy sprzętu do nurkowania... Niestety zdjęcia nie odzwierciedlają tego wszystkiego co widzieliśmy. 





 San Giovanni di Sinis - kościół zbudowany z piaskowca w okrese bizantyjskim w połowie VI wieku następnie przebudowany w IXw., jeden z najstarszych budowli sakralnych na Sardynii. W środku jego ściany są zielone, jakby pokryte mchem.. Kościół stoi otwarty, można wejść i przejść się po jego niewielkiej powierzchni. W świątyni nadal odbywają się msze. W wewnątrz panuje przyjemny chłód. Na ołtarzu leży księga, w której wpisują się turyści, dzięki temu dowiedzieliśmy się, iż przed nami były 3 pary Polaków. Szkoda, że ich nie spotkaliśmy.


Na placu znajdującym się koło kościoła jest "punkt informacji turystycznej" i za 3euro można skorzystać z prysznica, bez limitu czasowego. Oczywiście po długiej wędrówce chętnie wskoczyliśmy pod prysznice.


Oristano

Trafiliśmy tutaj z nadzieją na zjedzenie szybkiego obiadu i wyruszenie w dalszą drogę. Jednak po godzinie chodzenia stwierdzamy, że nie jest to miasto typowo turystyczne. Na uliczkach pełno sklepów z ubraniami, zabawkami... Niestety restauracji brak. Minęliśmy dwie zamknięte pizzerie. Gdy już traciliśmy nadzieję na zjedzenie czegokolwiek w tym mieście, trafiliśmy na pizze na kawałki. Okazało się, że warto było tyle chodzić.






Drugą noc spędziliśmy na półwyspie Sinis i z samego rana ruszyliśmy w drogę. Cel: przejechać na wschód wyspy.


 

  DZIEŃ TRZECI




Orgosolo

Miasto Orgosolo jest położone w górskim rejonie Barbagia. Pod koniec dziewiętnastego wieku, to małe miasteczko stało się znane w Europie jako centrum bandytyzmu. Między 1901 a 1954 Orgosolo nazywane było „wioską morderców” – mieszkało w nim 4 tysiące mieszkańców, a co dwa miesiące zdarzało się zabójstwo. W obecnych czasach morderstwa zdarzają się o wiele rzadziej, miasteczko stało się bezpieczne. W Orgosolo na każdym kroku można zobaczyć murale (obrazy polityczne, forma propagandy, której odbiorcą ma być całe społeczeństwo), znajdujące się na ścianach domów, sklepów, urzędów. Ciągle powstają nowe malowidła. W trakcie naszego pobytu, dzieci malowały historię miasta w paru częściach. Nawet mieliśmy propozycję malowania z nimi, jednak mieliśmy inne plany.











Cala Gonone

 Z racji, że było jeszcze wcześnie postanowiliśmy odpocząć na plaży.
Co można powiedzieć o tej plaży? Ładna, ale nie nadzwyczajna, po rozgrzanych kamyczkach bardzo trudno się chodzi, woda jak wszędzie przezroczysta, wspaniałego koloru, jednak pływając można trafić na kamień. Spotkaliśmy tutaj ponownie murzynów, jednak nie udało się Przemkowi utargować okularów za 2,50 euro. Po paru godzinach nad brzegiem morza i obfitym obiedzie ruszyliśmy do najważniejszego punktu tej wycieczki. Do kanionu Su Goroppu.

 
 
 


Wąwóz Su Goroppu

To naj­głęb­szy ka­nion na wy­spie, a także jeden z naj­głęb­szych w Eu­ro­pie. Wąwóz stworzyły intensywne działania erozyjne spowodowane wodami Flumineddu. Kanion ma więcej niż 500m wysokości i szczerokość, która waha się od kilkudziesięciu do 4metrów. Jest domem wielu gatunków endemicznych, w tym orlika Gorrupu. Mówi się, że w Gorropu mieszka diabeł i że w przeszłości pytał wiele osób czy nie chcą sprzedać swojej duszy za doczesne bogactwa.
   






 


Nie do końca wiedzieliśmy gdzie znajduje się zejście do kanionu. Jednak udało nam się trafić. Zatrzymaliśmy się przy jakiś budynkach i okazało się, że to tu. Gdy zaczęliśmy wędrówkę robiło się trochę późno ale nie zniechęciło nas to. Po drodze mijaliśmy parę mega zmęczonych osób. Usłyszeliśmy od nich pocieszające słowa "good luck". Jeden mężczyzna nawet wątpił w nasze dojście do celu, ponieważ chłopcy byli w KLAPKACH. Szło się fajnie, głównie z górki, nie myśleliśmy o tym, że w drugą stronę nie będzie tak łatwo. Widoki cała drogę cudowne. Jednak gdy trafiliśmy w końcu na sam dół, byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Jak tam pięknie! Na zdjęciach nie mogliśmy uchwycić całości wąwozu ponieważ góry są ogromne.. Okazało się , że na samym dole się płaci, my tam byliśmy poza czasem wycieczek i po cichu przeszliśmy przez linkę i kierowaliśmy się szlakiem zaznaczonym zielonymi kropkami na skałach. Powrót jak już było wspomniane był ciężki, kończyła nam się woda i byliśmy zmęczeni. Całe szczęście udało nam się dotrzeć tuż przed zachodem słońca do auta, przy którym czekał nasz kolega Mateusz, który w 1/3drogi zrezygnował.





 


  DZIEŃ CZWARTY


Ten dzień spędziliśmy na plaży Cala Gonone. Mateusz wybrał się na wycieczkę pontonem po pobliskich plażach, a my w nogach czując jeszcze wczorajszą wspinaczkę plażowaliśmy. Popołudniu odezwali się do nas Polacy, którzy byli w San Teodoro, że odstąpią naszej czwórce jeden pokój na dwie noce. W końcu się wyśpimy!

W tym miejscu chcemy podziękować Angelice, Monice, Irkowi i Konradowi :)

 

 DZIEŃ PIĄTY

San Teodoro

Trafił się nam pochmurny dzień, kropiło co chwilę no i niestety nici z opalania. Ale i tak wybraliśmy się na dwie plaże znajdujące się tutaj. Pogoda nie przeszkodziła nam nawet w kąpieli w morzu.





 




Widok z drzwi naszego apartamentu 


  

DZIEŃ SZÓSTY

Cala Brandinchi

Nasz ostatni dzień na tej niezwykłej wyspie. Zdecydowaliśmy pół dnia poświęcić na plażowanie na kolejnej pięknej plaży, ostatniej jaką zobaczymy.








Żegnamy się z naszym apartamentem i ruszamy w stronę lotniska w Olbii.


 


 

Na wyspie przejechaliśmy w sumie 1135km, w trasie spędziliśmy 25h, objechaliśmy pół wyspy i zwiedziliśmy najpiękniejsze miejsca. Kółeczkami zaznaczone są miejsca, w których spaliśmy.




Koszt podróży:

loty w dwie strony z/do Berlina - 300zł/os
paliwo Berlin-Polska -10euro/os
apartament 2 noce - 25euro/os
wynajem auta na tydzień - 336euro
paliwo - 12,50euro/os
Grotta Nettuna - 13euro/os
skała niedźwiedzia - 2euro/os
kilka parkingów po 1euro - 2 euro/godz
pizza - 5-7euro
makaron - 10euro


  

2 komentarze:

  1. Wow, zazdroszczę podróży! Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Dużo praktycznych informacji. Czuję się zachęcona i chyba wezmę pod uwagę Sardynię w moich podróżniczych planach. Na razie zwiedzam stały ląd :) Zapraszam na mojego bloga o podróżach i sztuce.
    http://sketchesoftravel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń